Wiadomo mi z Waszych blogów, że z postanowieniami noworocznymi różnie u Was bywa. Niektórzy je robią, inni unikają jak ognia. Ja raczej robię. Czasem udawało mi się w nich wytrwać, a poległam dopiero po jakimś czasie. Zdarzało się też, że poddawałam się już na początku. W tym roku też coś postanowiłam, rzuciłam palenie. Chodzę więc na przemian wściekła albo zrozpaczona. Co najgorsze, mój małżonek również rzucił, więc obecnie zagęściła się nieco atmosfera w naszym domku.Staramy się nie wchodzić sobie w drogę i wytrwać. Trzymajcie za mnie kciuki, bo jest okropnie ciężko. Tym razem rzucam bez żadnych wspomagaczy typu gumy, tabletki itp., jednym słowem poszłam na całość. Dziś mija 5 dzień wolności od petów.
Modlę się o powodzenie, paliłam ponad 20 lat.
Zajęłam sobie ręce i dziergam z córeczką pled. Tak się rozpędziłyśmy, że mamy już 100 kwiatków, w tym kilka z obwódką. Zaczęłyśmy po Nowym Roku, poszło więc błyskawicznie. Niedługo powinien być gotowy.
Pozdrawiam Was serdecznie i jeśli ktoś zmaga się, podobnie jak ja
z wytrwaniem w "noworocznym postanowieniu" zaciskam mocno kciuki.
pinterest.com